UWAGA: Błędy robione celowo.
Trzask rozległ się po korytarzu wraz z zamknięciem szafki.
Kilka kroków dzieliło Harry’ego od pracowni językowej. Stres związany z
odpytywaniem minął, gdy przypomniał sobie jak zaledwie godzinę temu czytał
zastępstwa wywieszone na tablicy.
Jakie to szczęście, że okropny i bezduszny pan Hughes
zachorował akurat dzisiaj, ponieważ Harry kolejny wieczór spędził na nicnierobieniu. Obejrzał się dookoła na
znikających w klasach uczniów. Z uśmiechem na ustach otworzył drzwi swojej. Zrozumiał,
że tym razem nauczyciel na zastępstwo nie spóźnił się. Rozmowa prowadzona przed
nim nagle się urwała i Harry mógł poczuć, że stał się obiektem zainteresowań
kilkunastu par oczu.
Podniósł głowę, wzrokiem szukając nauczyciela, gdy nagle
zmroziło go, widząc młodego mężczyznę z uniesionymi do góry rękoma, jakby
właśnie coś tłumaczył. Wlepiał w niego swoje błękitne oczy. Ktoś z tyłu głośno
odchrząknął. Mężczyźni zorientowali się, że patrzą na siebie zbyt długo.
- Przepraszam za spóźnienie – wycedził Harry, lekko
zachrypniętym głosem.
Potrzebował kilku łyków wody nic więcej. Był pewien, że
Cher ma butelkę coli w swojej torebce. Wystarczyło tylko szybko prześlizgnąć
się do ławki…
- Stój! – zatrzymał go delikatny głos.
Zbyt delikatny, by brzmiał poważnie. Harry domyślił się do
kogo należy. Obrócił się, śledząc każdy ruch nieznajomego, który brał do rąk
jakąś dziwną teczkę, zamiast dziennika.
- Harry… Styles? – wypowiedział mężczyzna.
Harry skinął głową.
- W samą porę. Rozumiem, że mogę wlepić ci karę.
- Zwykle robią to nauczyciele.
- Hm? Nie traktujesz mnie poważnie?
Przez chwilę stali, patrząc na siebie na przemian ze
złością i rozbawieniem. W końcu Harry westchnął, zrzucił z ramienia plecak i
wyjął z niego mały notes, pełniący rolę dzienniczka. Podał go mężczyźnie i
zaczekał, aż ten nakreśli w nim uwagę, godzinę kozy i czas jaki ma tam spędzić.
- Tak przy okazji – zaczął szatyn, podając dzienniczek
Harry’emu. – Jestem Louis Tomlinson.
Nastolatek prychnął, usłyszawszy nazwisko. Jednak
Tomlinson nadal patrzył na niego grobowym wzrokiem. W klasie panowała całkowita
cisza. „Louis”. Co to było za imię, myślał Harry. Odwrócił się do niego plecami i
podążył na sam koniec klasy, gdzie siedziała rozbawiona całą sytuacją Cher.
Tomlinson grzecznie zaczekał aż Harry usiądzie, by móc
kontynuować.
- Tak jak mówiłem – zaczął. – Nie jestem tu przypadkowo.
Dopiero zaczynam swój zawód, co nie znaczy, że możecie mnie zastraszyć. Dobrze
wiem jakie są szkoły.
- Ponieważ niedawno sam pan ją skończył? – odezwał się
wysoki głosik ze środka sali.
Tomlinson oczyścił gardło i usiadł na biurku. Chłopak o
imieniu Chris uśmiechnął się do siebie i z satysfakcją oczekiwał na odpowiedź.
- Nie – odpowiedział Tomlinson. – Ponieważ wasza
bezczelność utwierdza mnie w fakcie, że nic się nie zmieniło.
Znów zapanowała cisza.
- Przejdźmy do rzeczy. Jestem tu, by stworzyć klasę dla
uczniów, potrzebujących… - Zastanowił się chwilę. – Nie zrozumcie mnie źle. Dla
uczniów, którzy chcą być wysłuchani. Chciałbym, hm, nauczyć was mówić o tym co
wam się nie podoba i o tym co wam się podoba, a także słuchać. To bardzo ważne
w waszym wieku.
- Chce pan powiedzieć, że mamy problemy i musimy o nich
opowiadać? – zapytał czarnowłosy chłopak.
- Jak masz na imię?
- Darren.
Louis uśmiechnął się.
- Nikt nie mówi wam, że macie problemy. O tym wiecie tylko
wy. Po prostu mam świadomość tego, że nie wszyscy z was radzą sobie z
niektórymi rzeczami. Wiecie… rozwód rodziców, wygląd, zastraszanie,
seksualność…
Kilka par oczu spojrzało w górę, gdy Tomlinson wypowiedział
ostatnie słowa. Nie umknęło to jego uwadze. Skrzywił się do siebie w duchu, ale
na zewnątrz pozostał opanowany. Przez chwilę poczuł się ze sobą źle.
Zdecydowanie nie powinien mówić o seksualizmie, gdy sam kłamał na jego temat.
Przełknął ciężko ślinę na wspomnienie oświadczyn. Prawda była taka, że to
Elizabeth zapytała, czy zostanie jej mężem, a on zgodził się, by uszczęśliwić
swoich rodziców i spełnić marzenie przyjaciółki o posiadaniu rodziny. Teraz nie
było już odwrotu. Utknął w marnym, heteroseksualnym związku, próbując być
wzorem dla swojego syna.
Ocknął się w porę i zeskoczył z biurka, by wyjąć z szuflady
kartkę. Stanął przed ławką, w której siedział chłopak w okularach i położył ją
na jego biurku.
- Wpiszcie się na tej liście.
- Jak to? – zapytał Niall Horan, siedzący w drugiej ławce.
– Wszyscy?
- Tylko chętni.
Chłopak w okularach bez zastanowienia podał kartkę dalej.
Niall przejął ją bez zamiaru wpisania się, ale po krótkim zastanowieniu wyjął
długopis i przez kilka sekund stukał nim w puste miejsce. Raz się żyje, pomyślał i nabazgrał krzywe: Niall Horan.
Louis obserwował każdego, kto w danym momencie miał listę
i kiwał głową na tych, którzy śmiali się czytając inne nazwiska. Pokręcił głową
i wrócił na swoje miejsce, biorąc w dłonie teczki z danymi uczniów. Mógł sam
zdecydować się na to kogo chce mieć w swojej grupie. Potrafił odczytać to z
czyjegoś zachowania, reagowania na daną sytuację, czy sposobu w jaki patrzy na
kogoś lub coś. To ostatnie tyczyło się Harry’ego. W tym bezczelnym nastolatku kryło
się coś, co Louis chciał odkryć.
- Jeszcze jakieś pytania? – zapytał.
- Nie jest pan za młody na nauczyciela? – wyrwała się
Cher.
Spojrzał na nią z opanowaniem i powagą, co lekko ją
przestraszyło.
- Tak, tak jestem.
~*~
- No nie wiem Zayn, chyba byłem dla nich zbyt surowy –
powiedział Louis, popijając piwo w samochodzie przed swoim domem. – Zrobiłem
koszmarne pierwsze wrażenie.
- Jeśli siedzieli cicho i cię słuchali to spisałeś się
dobrze – pocieszył go przyjaciel.
- Uhh – westchnął Louis. – I jeszcze ten Harry…
- Co, wpadł ci w oko jeden z nauczycieli?
Zayn zaśmiał się i przysunął do ust zimną butelkę.
- Harry jest uczniem.
Mulat zaczął kaszleć, próbując przełknąć resztkę cieczy,
zalegającej teraz w jego gardle. Gwałtownie przeniósł wzrok na swojego
przyjaciela, wyczekując dalszych wyjaśnień.
- Chcesz mi powiedzieć, że masz ochotę przelecieć
małolata?
- Eww! – jęknął Louis. – Jezu, Zayn, jesteś taki
bezwstydny.
- No co? Mówię to, co myślę.
- Nie mam zamiaru nikogo przelecieć – odparł bardzo
stanowczo Louis.
- Wiem, że tak. Jeśli nie tego… jak mu tam? A, tak,
Harry’ego. Jeśli nie jego, to kogoś innego. W każdym razie, każdego kto jest
facetem, ma penisa i całą resztę.
Louis przeniósł zmęczony wzrok na swojego kumpla i poczuł
jak właśnie w tej chwili ma go całkowicie dość. Lecz z drugiej strony Zayn miał
rację. Louis od początku swojego małżeństwa był sfrustrowany seksualnie i
mógłby przysiąc, że pomoże mu nawet szybki pijacki numerek z Elizabeth, ale to
nie wchodziło w grę od kiedy na świat przyszedł James. Ona nigdy nie miała
czasu, a on – po krótkim namyśle – uznał, że to nawet lepiej. Niestety, nie
stawał mu już tak szybko i często jak kiedyś. Minął ten wiek, kiedy wystarczyło
potrzeć penisa o drzewo. A fakt, że Elizabeth była kobietą, wcale mu nie
pomagał.
Zachichotał na to wspomnienie. Zayn spojrzał na niego
pytająco, ale sam zaczął się śmiać. Louis ułożył ręce na kierownicy i popatrzył
w okno swojego domu. Widać było kręcącą się po domu Elizabeth. Sprawdzała czy
mleko jest wystarczająco ciepłe dla dziecka. Potem zgasiła światło. Louis
zaczął zastanawiać się, czy na pewno takiego życia chciał. Zayn obserwował go
od jakiegoś czasu. I mimo to, że chłopak wiedział, iż Louis potrzebuje
wsparcia, nie okazał go. Zayn nienawidził się smucić, przytulać kogoś i pocieszać,
jeśli nie chodziło o coś, co sam wyrządził, lub jeśli ta osoba miałaby pójść z
nim potem do łóżka. Louis był jego przyjacielem, ale w tej chwili Zayn czuł po
prostu złość. Powtarzał mu, by nie żenił się z jego siostrą. Opowiadał nawet
najgorsze, najbardziej upokarzające historie związane z nią i ich rodziną, ale
Louis się uparł. Dla rodziców, dla niej, nie dla siebie.
- Dobra, wysiadaj – powiedział Zayn. – Mam dziś coś w
stylu randki.
- Kto tym razem? Chłopak czy dziewczyna?
Zayn zamyślił się chwilę.
- Nie wiem – przyznał.
- Boże, Zayn! Nie rozumiem jak można brać udział w randkach
w ciemno dla biseksualistów.
- Powinieneś spróbować. - Czarnowłosy mrugnął do niego i
dopił piwo.
Louis wywrócił oczami i chwycił obie butelki. Wysiadając z
samochodu, rzucił:
- Do zobaczenia.
- Kiedy?
- Na tej rodzinnej kolacji za dwa tygodnie – przypomniał
grzecznie Louis i machając, zatrzasnął drzwi.
| OLS |
Przy jednej z Londyńskich ulic stał duży dom ogrodzony
wysokim murem, chroniony przez psy. Nikt nigdy nie wiedział jak jest w środku.
Gości stanowili wysoko postawieni ludzie; pracownicy i właściciele wielkich
korporacji, firm zarabiających duże pieniądze. Małżeństwo mieszkające tam,
miało dziecko.
Harry spojrzał na ten dom i skrzywił się. To był jego dom.
Słyszał na jego temat tyle mitów, że mógłby spisać je w książce i wydać pod
tytułem: „Tajemnica samotnego dziecka”. Faktem było, że rodzice nie pozwalali
mu zapraszać nikogo, prócz najbliższych przyjaciół. Takimi była tylko Cher, bo
Darren nie zdał ich szalonego testu. Biedak był ciekawy tak wielu rzeczy, które
właściwie nie służyły do niczego innego jak do dekoracji, że Stylesowie
stwierdzili, iż ten dzieciak może kraść. Nic podobnego oczywiście nie było
prawdą. Tak samo jak to, że Niall niszczył wiele rzeczy. Na festynie
organizowanym przed szkołą, zahaczył o kabel od mikrofonu i wyrwał go.
Występująca właśnie dziewczyna była tak zła, że zaczęła krzyczeć na niego
przeróżne okropieństwa, a rodzice Harry’ego przysłuchiwali się każdemu kłamstwu
na temat nieostrożności Horana.
Gdy Harry ukończył szesnaście lat, jego rodzice wyjeżdżali
i zostawiali cały dom tylko dla niego.
Harry nie urządzał imprez. Nic podobnego; nie był przecież
popularny. Zapraszał swoją przyjaciółkę na długie pogawędki o chłopakach, gdy
przyznał jej się, że jest gejem, i gdy ona jeszcze nie powiedziała mu, że lubi
dziewczyny bardziej niż powinna. Kiedy to oznajmiła, spotykali się, by po
prostu rozmawiać o homoseksualizmie i sprawach tego typu. Ale wciąż byli
przyjaciółmi, odrabiającymi razem pracę domową i wracającymi ze sobą po szkole.
Potrzebowali siebie nawzajem, tak jak każdy gej potrzebuje przyjaciółki i jak
każda lesbijka potrzebuje przyjaciela. Od dwóch lat trwali pod przysięgą
mówienia sobie o wszystkim, choć Harry wiele razy zatajał jakiś problem,
wiedząc jak bardzo szalona jest Cher.
Harry wetknął klucz do furtki i przekręcił go. Zza domu
wybiegły dwa duże dogi i przywitały go wesołym merdaniem ogonów. Zignorował je.
Podszedł do drzwi, znalazł kolejny klucz i wszedł do środka. Dom był całkowicie
pusty i Harry nie mógł nic z tym zrobić. Był środek tygodnia, więc Cher
przygotowywała się do testu, a Niall i Darren mieli zmianę w Blue Sky. Harry bardzo ostrożnie położył
torbę na podłodze przy wysepce w kuchni i zaczął przygotowywać sobie kolacje.
Sięgnął po kilka kromek chleba i masła orzechowego, które parę dni temu
przywiozła mu mama. Rozsmarował je na pieczywie i z rozkoszą oblizał palce.
Położył kanapki na talerzyku, zabrał torbę i poszedł po krętych schodach na
górę.
Rozsiadł się na łóżku, jedząc swoją nibykolację i międzyczasie przeglądając notes z pracami domowymi.
Zaczął zastanawiać się ile dni będzie chorował pan Hughes. Przydałoby się z dwa
tygodnie. Harry miał ochotę podrażnić nowego nauczyciela… jak mu tam…
Tomlinsona. Nie był tak prostym celem jak pozostali, których razem z Liamem
doprowadzał do szału swoimi komentarzami i wybrykami. Cóż, byłaby to jedyna
rozrywka w szkole, ponieważ na pozostałych lekcjach Harry starał się uważać i
był bardzo spokojny. Cher nieraz zadawała pytanie:
- Co w ciebie wstąpiło?
A on tylko wzruszał ramionami, ponieważ sam nie znał
odpowiedzi na to pytanie.
Zatrzymał wzrok na pustej kartce w notesie i w duchu
uśmiechnął się do siebie, gdy dotarło do niego, że cały wieczór może nicnierobić. Nauczyciele – jak widać
- dali im spokój. Harry wstał z łóżka,
spakował się na następny dzień i włączył telewizor. Czekał go długi wieczór.
| OLS |
Louis tego wieczora siedział do późna. Jego żona i syn
dawno spali. Zayn siedział na swojej randce, a on sam jak palec gapił się na
kartkę z nazwiskami. Dziś obleciał wszystkie
klasy i zebrał tylko siedem nazwisk:
1. Niall
Horan
2. Chris Colfer
3. Dianna
Colfer
4. Cher Lloyd
5. Harry Styles
6. Darren
Criss
7. Eleanor Calder
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
czytasz = komentujesz
Świetnie piszesz. Mimo iż wolę czytać opowiadania pisane w pierwszej osobie, przeczytam wszystko co wyszło spod Twojej ręki. :) Czekam na kolejny rozdział! Prolog jest świetny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mam nadzieje, że szybko dodasz pierwszy rozdział bo prolog jest świetny i podoba mi się pomysł na opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńJest świetne jak każde twoje opowiadanie mam nadzieje że szybko dodasz kolejny. Już się nie mogę doczekać
OdpowiedzUsuńStrasznie mnie wciągnęło ;DD Byłam zasmucona, że na razie tylko prolog, bo bardzo mi się spodobało te opowiadanie :) Normalnie nie mogę tu nie codziennie zaglądać, żeby nie sprawdzić, czy jest już nowy rozdział :) Bardzo ciekawy pomysł i... Nie wiem co jeszcze powiedzieć, więc...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)