Odcinek czwarty.


04. Masz minutę

Louis wziął trzy dni wolnego na żądanie, tłumacząc się chorobą dziecka. James był cały i zdrowy, na dodatek pojechał z Elizabeth do swoich dziadków, co sprawiło, że Louis miał cały dom dla siebie i… Zayna.
To było wręcz oczywiste, że czarnowłosy mężczyzna przyjdzie z kilkoma zgrzewkami piwa i pizzą, by uczcić czas wolności. Louis nie lubił pić tak po prostu; wolał mieć powód i okazje. A co byłoby lepszego od topienia smutków, wywołanych dziwnym incydentem w domu ucznia?
Od wieczora, którego Louis uderzył Harry’ego, nie minęło sporo czasu, a mężczyzna dostawał białej gorączki, rozmyślając na trzeźwo o następstwach tamtego wydarzenia. Dlatego Zayn musiał ostudzić jego mózg kilkoma piwami i prostą, przekonującą rozmową. To nie wyglądało tak, jak powinno. Nie usiedli przy stole, nikt nie uderzał w niego pięściami i nie patrzyli sobie w oczy. Zamiast tego, Zayn skoczył na kanapę, wyłożył nogi na stolik do kawy i po kilku łykach spojrzał na zestresowanego Louis’ego.
Nie obyło się bez kilku wybuchów śmiechu, kpin i krytyki. Zayn zawsze był szczery.
- Powtórz, co ty kurwa zrobiłeś?
- Uderzyłem go. – Louis czuł się źle z tymi słowami. Wolał określenie „klepnął” lub „odepchnął”.
- Ponieważ cię pocałował?!
- Niezupełnie. Nie pocałował mnie w usta. Próbował.
- Więc o co tyle zamieszania?!
- Ponieważ nie powinien! Ja: nauczyciel, on: uczeń. Hm?
- Jasne, dobra, okej – bronił się Zayn, unosząc w górę dłonie. – Masz racje. Sto procent racji.
Louis odetchnął z ulgą.
- Ale kogo to kurwa obchodzi?! – wybuchł nagle Zayn. – Ten dzieciak to znak, by ruszyć inną drogą.
- O czym ty chrzanisz, Malik?
- O tym, że Harry jest gejem, ty jesteś gejem i… podobasz mu się!
- Jasne, rozumiem – wywrócił oczami. – Mam rzucić wszystko na co zapracowałem, zostawić Elizabeth z Jamesem i rozczarować rodziców, tylko dlatego, że jakiś dziwny nastolatek okazuje mi swoją miłość. Zayn! Może to by zadziałało, gdybym był w nim zakochany. Ale nie jestem, jasne? Jest przystojny, zgrabny i seksowny, ale nie czuję do niego nic, co sprawiłoby, że mógłbym powiedzieć sobie: chcę spędzić z nim resztę życia.
Zayn uśmiechnął się i przechylił butelkę. W tym samym czasie Louis próbował uregulować oddech po nagłym potoku słów. W końcu, brunet rzekł:
- Ależ Tomlinson,  wcale nie powiedziałem, że masz tak zrobić. Chodziło mi o ruszenie w innym kierunku, ale nie koniecznie w kierunku Harry’ego. Powiedziałeś, że Beth wraca… ?
- Za trzy dni. Za trzy dni wraca do Londynu.
- Świetnie. To nawet za dużo. Posłuchaj, mam dla ciebie propozycje.
- Och, kocham je – skomentował sarkastycznie Louis, przysuwając się bliżej z ciekawością wypisaną na twarzy.
- Co powiesz na… szybkie randki?
Louis zamrugał kilkakrotnie, zanim zrozumiał, co właśnie usłyszał.
- Chcesz żebym…
- Poszedł ze mną na Szybkie Randki! – dokończył Zayn, zmęczony wolnym tokiem myślenia swojego szwagra. – To polega na tym, że przez minutę rozmawiasz z jedną osobą. Jeśli już na początku się sobie spodobacie, możecie przedłużyć czas do dziesięciu minut. Kończy się na tym, że macie swoje numery.
- Więc w taki sposób kończysz w różnych częściach miasta i muszę przyjeżdżać po ciebie o drugiej w nocy! – oburzył się Louis, przypominając sobie nocne wybryki Zayna, polegające głównie na „prześpijmy się, nawet się nie znamy”.
Chłopak wzruszył ramionami.
- To bardzo fajne. Musisz spróbować.
- Jaką mam gwarancję tego, że nie spotkam żadnych napalonych facetów?
- Żadną – roześmiał się Zayn. – Serio, ponad połowa jest tam tylko w jednym celu.
- I to miało mnie zachęcić? I o czym my w ogóle gadamy?! Ja mam żonę! To twoja siostra! Boże…
- Louis, zamknij się. Jesteś pieprzonym pedałem i to widać, słychać i czuć. Nie mam kurwa pojęcia, dlaczego poszedłeś do ołtarza z tą rozpieszczoną panienką, która dręczyła mnie przez szesnaście lat, ale wiem, jak to odkręcić.
Louis wypuścił długo wstrzymywany oddech. Nie powinien się na to godzić i narażać się na zdradę względem Elizabeth. Ona zupełnie na to nie zasługiwała. Nawet będąc tak cholernie podobną do swojej matki.
- Ale jeśli żaden mi się nie spodoba, wyjdziemy, jasne? – przekonywał samego siebie Louis.
Zayn ukazał rządek białych zębów i przytaknął.
- Jak sobie życzysz.

|OLS|

Jeszcze tego samego wieczoru pojechali do Blue Sky, w którym odbywał się wieczór dla Singli. Stoliki zostały zupełnie przestawione przez Niall’a i kilku pracowników, a czasomierze czekały w koszyku za ladą. Chłopak o imieniu David szybko je rozłożył i zniknął na zapleczu. Ludzie powoli zaczęli się schodzić.
To nie był wieczór dla hetero. Ulotki wyraźnie zaznaczały, że zapraszają osoby homo- i biseksualne, ponieważ kierownik uznał to za dobrą zmianę i sposób na udobruchanie sobie nowych klientów. Niall rozglądał się po sali, zauważając wielu młodych mężczyzn i przyjaźnie wyglądające kobiety. To była miła niespodzianka, ponieważ żaden z pracowników BS – włącznie z Niall’em – nie spodziewał się takiego zainteresowania. Tym większe było jego zdziwienie, gdy przez drzwi wszedł nikt inny jak Louis Tomlinson z nieznajomym mężczyzną, który uśmiechał się zbyt szeroko w stronę jakiejś kobiety.
Nastolatek poczuł jak miękną mu kolana. Czyżby jego nauczyciel był gejem? Albo szukał przygód, gdy tak naprawdę powinien siedzieć w domu i myśleć nad tematem wtorkowych zajęć?
- David kazał mi wrzucić do napojów lód, ale nie wiem gdzie go trzymacie – rozbrzmiał głos za Niall’em.
Odwrócił się i spojrzał na Harry’ego, jakby miał mu do przekazania straszną widomość, jednak ten nic sobie z tego nie robił i patrzył na karteczkę, którą trzymał w dłoni.
- Szukałem już w zamrażalce i lodówce. Macie jakąś inną? – kontynuował.
- Em… sprawdź na zapleczu – odparł, a gdy Harry zaczął odchodzić, krzyknął: - zaczekaj! Harry musisz coś zobaczyć!
- Nie mam czasu, Nialler. Obiecałem, że wam pomogę.
- Ale… ja… mam dla ciebie robotę! – próbował Niall. – Tu są karteczki z numerami. Musisz je każdemu przypiąć.
- David zabronił mi wychodzić na salę, żeby szef nie pomyślał, że odwalam za niego robotę – rzucił Harry, znikając za drzwiami.
Niall złapał się za głowę i spojrzał w stronę nauczyciela. Kiedy ten zaczął odwracać się w stronę baru, Niall niemal natychmiast jęknął i kucnął, chowając się.
- Co ty wyprawiasz, Horan? – zapytał go surowym tonem pan Jefferson.
- Nic – odparł.
- Wstawaj i bierz się do pracy. Mamy dziś mnóstwo klientów – skomentował, zacierając ręce.
- Tak, oczywiście. Tylko muszę… muszę skoczyć do łazienki.
W przeciągu dwóch sekund Niall skoczył na równe nogi, popchnął drzwi i zniknął z pola widzenia gości, oddychając z ulgą. Mógł jeszcze usłyszeć jak szef woła za nim:
- Ty i ten twój pęcherz wielkości tic-tac’a.
Rzeczywiście bywały dni, kiedy Niall bez przerwy czuł ucisk w dolnych partiach ciała. Główną przyczyną był stres, który nie dawał mu spokoju. Jednak tym razem Niall musiał znaleźć kogoś, kto odwaliłby za niego całą robotę związaną z kartkami i wybawił z sytuacji, w której musiałby się zmierzyć ze swoim psychologiem.
Na końcu kuchni dostrzegł Ethana – dużo od niego starszego i tęższego kelnera – pożerającego winogrona. Odbił się od drzwi, biegnąc w jego stronę, gdy nagle drogę przeciął mu Harry.
- Znalazłem ten pieprzony lód, ale był jakiś dziwny. Jaką wodę mrozicie, do cholery? Kranówę? W każdym razie, skończyłem, nie ma za co Nialler. Mogę teraz iść na salę.
- N-na salę?
- Mhm – przytaknął. – Biorę udział w tej zabawie. Fajna sprawa.
- Ale…
- O! – Harry spojrzał na karteczki z numerami w rękach Niall’a i wyrwał mu jedną, przyczepiając ją sobie do koszuli. – Jestem siódemką.
Uśmiech zagościł na jego twarzy, rozświetlając ją i wywołując na policzkach typowe dla Harry’ego dołeczki. Potem minął Niall’a, zostawiając go w przerażeniu. Chłopak dobiegł wreszcie do Ethana, zabierając mu winogrona i podając chusteczkę. Ethan zgromił go spojrzeniem, ale wytarł się uprzejmie i przeżuwając skinął głową w niemym: „Czego chcesz?”
- Rozdaj gościom numerki. To nic trudnego Ethan, musisz to robić losowo. Te pierwsze będą najpierw spotykały się z tymi ostatnimi. Rozumiesz? Jedynka z trzydziestką, czy jakoś tak. Dlatego proszę cię, facet z dziwnie rozczochranymi włosami musi dostać osiem.
- Dlaczego?
- Bo jest szansa, że on i siódemka w ogóle się nie zobaczą.
Ethan zaczął się śmiać.
- Czyżby ktoś tu był zazdrosny?
Niall poczuł jak się rumieni. Nie był zazdrosny, chciał tylko uratować tyłek Harry’ego.
- Nie, Eth. – Wywrócił oczami. – Po prostu to zrób.
Mężczyzna przytaknął z uśmiechem na twarzy, zeskoczył ciężko na ziemię i udał się na salę pełną gości. Swoim grubym głosem poprosił o ciszę, wyjaśnił co teraz zrobi, a potem pozwolił wszystkim powrócić do rozmów, gdy międzyczasie chodził z karteczkami. Zatrzymał się parę metrów przed mężczyzną, pasującym do opisu Niall’a.
Jak to było? Te pierwsze nie będą spotykały się z ostatnimi, więc koleś musi dostać coś ponad dwadzieścia, pomyślał. Wybrał dla Louis’ego 24.
Zadzwonił dzwonek, ludzie zaczęli szukać stolików. Louis usiadł przy jednym z nich, czekając aż ktoś z obsługi nakieruje na niego jego minutową randkę. Spojrzał na czasomierz, i czerwoną kartkę, która leżała przed nim, w razie gdyby chciał przedłużyć czas. Wlepił w nią wzrok na tyle długo, że nie zauważył, iż ktoś zatrzymał dłoń na oparciu drugiego krzesła.
- Pan Tomlinson? – wybełkotał w zdziwieniu Harry.
Louis z przerażeniem uniósł głowę i dostrzegł te wspaniałe, zielone oczy, które niedowierzając, lustrowały jego całą postać.
- Co pan tu robi?
- Ja… jestem tu, ponieważ…
Nie potrafił wydusić z siebie słowa. To było tak cholernie niezręczne. Harry stał w zdumieniu, patrząc jak czasomierz odlicza sekundy, aż w końcu usiadł i równo z dzwonkiem, podniósł czerwoną kartkę. Louis zachłysnął się powietrzem.
- To strasznie głupia sytuacja. Nie chciałem tu przychodzić. Zayn… - rozglądnął się po sali i wskazał na przyjaciela. - … namówił mnie na to.
- Ale jest pan żonaty.
- Tak wiem, ale to takie skomplikowane.
Louis mieszał się w swoich odpowiedziach i nie potrafił złożyć myśli. Tak, był żonaty i co z tego? Chciał spróbować czegoś nowego. Był młody.
- Jak? Ma pan żonę i to jest wystarczająco dobry powód, by tu nie przychodzić.
- I by mnie nie całować, prawda Harry? – nagle powrócił spokój Louis’ego. Miał ochotę uśmiechnąć się z satysfakcją, ale nastolatek posmutniał i odwrócił wzrok. – Muszę cię przeprosić.
- To nic.
- Właśnie, że nie. Uderzyłem cię.
- Ponieważ się na pana rzuciłem.
- To fakt. Nie powinieneś czuć do mnie nic więcej poza sympatią. Pocałunek byłby bardzo, bardzo niewłaściwy. Jestem twoim nauczycielem, a ty moim uczniem. Nie ważne są uczucia, gdy w grę wchodzi prawo, jasne? – wyjaśnił. – Co z kolei nie znaczy, że powinienem podnieść na ciebie rękę. Przepraszam. Nawet jeśli uważasz, że to nie było nic wielkiego, ja i tak przepraszam – rzekł. – Wybaczysz mi?
Harry uśmiechnął się. W tamtej chwili coś w Louis’m odblokowało się. Jakby nie było już surowego nauczyciela, czy szanującego się mężczyzny, który bał się zbliżyć do uczniów. Nieśmiały uśmiech Harry’ego pokazywał jego prawdziwe oblicze i kawałek chłopca, którym kiedyś był. Uroczym i nieśmiałym. Mimo wykładu na temat złego zachowania względem nauczyciela, Tomlinson chciał po prostu Harry’ego pocałować.
- Wybaczę, jasne, że wybaczę – rzucił przyjaźnie Harry.
Louis odetchnął z ulgą i oparł łokcie o stół. Harry zrobił to samo.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło. Bardzo zależy mi na tym, by nasze stosunki były dobre, Harry. Ten incydent nigdy więcej się nie powtórzy.
- Incydent ze spoliczkowaniem, czy pocałunkiem?
W tamtej chwili Louis otworzył szeroko oczy, nie wiedzą jak ma na to odpowiedzieć. Jeszcze minutę temu odpowiedź byłaby jasna, ale Harry wyglądał tak cudownie w tym świetle…
- Dobrze, Panie Tomlinson, niech Pan lepiej powie, dlaczego tu jest?
- To moje osobiste sprawy.
- Nikomu nie powiem. Przysięgam.
- I tak nie powinienem. Nie tutaj.
- Nie tutaj? – Harry pozwolił go sobie zacytować. – Zawsze można wyjść na zewnątrz.
W środku Louis bił się ze swoimi myślami. Chciał powiedzieć Harry’emu o wszystkim, co mógłby zmienić w swoim życiu. Chciał jak diabli. Był psychologiem, który zwykle słuchał innych, ale nikt nie był w stanie wysłuchać jego. Jedyny problem tkwił w fakcie, że Harry był tylko jego uczniem.
- A co będzie z tym wszystkim? – zapytał, wskazując na stolik, czasomierz i pozostałych.
Harry odpowiedział wzruszeniem ramion.
- Nie wiele mnie to wszystko interesuje. Wolałbym szczerą rozmowę. To jak, Panie Tomlinson?
Louis zawahał się przez chwilę. Pokusa zbliżenia się do Harry’ego była okropnie silna.
- Nie, Harry – odpowiedział mimo wszystko. – Lepiej będzie, jak odwiozę cię do domu.

_______________________
RUTH: Rozdział krótki, wiem, ale piąty jest jego kontynuacją. Podzieliłam z pewnego powodu. Piątka będzie opierała się na jednym temacie, nie uwzględnię tylko i wyłącznie Larry'ego, ale także Chelenę (jak to fajnie brzmi).

2 komentarze:

  1. Czekam na nastęny rozdział :)).Kiedy go wrzucisz ?

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne jest to opowiadanie, kiedy myślałam, że nie znajde już nic o Larry'm, co da się czytać znalazłam ten blog! nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! mam nadzieję, że szybko się pojawi! powodzenia w pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń