Odcinek trzeci.


03. Kolacja

Louis stał przed lustrem, wygładzając marynarkę i myśląc o komentarzach swojej teściowej, jakie mogły dzisiaj paść. Goście mieli pojawić się za dosłownie piętnaście minut, a Elizabeth motała się w kuchni z do połowy zrobionym makijażem. Na szczęście James stał cicho obok swojego taty, obserwując dużymi oczyma jego schludne ubranie. Trzymał w rączkach klucze od samochodu Elizy, które ciągle gubiła. Ciekawe dlaczego.
Można było usłyszeć pisk opon i grzechot kamieni, wysypanych na podjeździe. Louis już wiedział, że zaczęło się piekło.  Odchrząknął do siebie i patrząc na odbicie syna, zapytał:
- No i jak? Dobrze wyglądam?
James zamyślił się. Louis zrezygnował już z chęci usłyszenia jego opinii, lecz nagle chłopczyk wybełkotał, krótkie, ale głośne.
- Da! – Co oczywiście znaczyło wszystko i nic. 

Uśmiechnął się do niego i chwycił pod pachy, przenosząc nad stertą porozrzucanych zabawek, po czym pozwolił mu samodzielnie maszerować w stronę drzwi, z których wydobył się dźwięk dzwonka. James uwielbiał go, mimo, iż był nieśmiałym dzieckiem i nie lubił innych ludzi. Jego nagła ekscytacja była czymś w rodzaju długo skrywanej nadziei na ewentualny nieporządek wprowadzony do jego beztroskiego życia. Louis doskonale rozumiał syna i szczerze mu współczuł. Nawet roczny chłopiec miał czasem dość rutyny, w postaci  spania, jedzenia, bawienia się i wypróżniania.
Dopiero kiedy zauważył babcię, przeraził się i niezdarnie zawrócił do nóg Louis’ego, który chwycił go na ręce i – ku zaskoczeniu chłopca – podszedł do „nieznajomych”, aby się z nimi przywitać. W oczach Jamesa ci wszyscy ludzie wyglądali jak stado zwierząt – z tą różnicą, że zwierzęta się nie uśmiechały i nie pachniały sztucznością. Dodatkowa bliskość była odrażająca, niekomfortowa i po prostu zła.
W tamtej chwili James znienawidził swojego taty. Wykrzywiał się, gdy babcia szczypała jego policzki, a dziadek gilgotał po brzuchu. Tylko Zayn i jakaś nieznana Jamesowi osoba, stali cicho w kącie, udając zadowolonych i wyluzowanych. Chwila napiętej atmosfery znikła tak szybko jak się pojawiła, czyli w momencie kiedy Elizabeth wpadła do holu, by wycałować policzki przybyłych.
Potem zasiedli w salonie, rozmawiając o polityce i rzeczach zupełnie nieważnych, podczas gdy Eliza kończyła przyrządzać kolację. Louis nienawidził rozmawiać z rodzicami swojej żony. Byli okropnymi heterykami i choć Louis również starał się na takiego wyglądać, miał świadomość tego, iż jego osoba, jako jedna z niewielu w tym towarzystwie, jest  po prostu łagodniejsza i wrażliwsza na ludzką odmienność. Gdyby nie to, że został jedynym gospodarzem w salonie, zostawiłby rodziców Elizabeth z Jamesem i ich nietolerancją, i udał się do swojego gabinetu z siostrą Miley, z którą zwykle nie witał się tak od razu - gdy miały miejsce rodzinne stypy – lecz później, na osobności. Mieli tak zwany rytuał. Musieli paść sobie w ramiona i rzucić kilka przekleństw na rozluźnienie atmosfery. To nie było możliwe w obecności innych. I świadomość tego, jak Louis musiał ukrywać także bliskie kontakty z siostrą, krzywdziła go.
Oglądnęli wiadomości, dowiadując się o wypadkach drogowych, wyborach prezydenckich w kraju, którego Louis nazwy nie zapamiętał i o nastolatku, wskakującym do zimnej wody i doznającym szoku termicznego. Tata Elizy kręcił na boki głową, mamrocząc coś pod nosem.
- Bezmyślny bachor. Ja bym takiemu dał popalić.
Louis rozważał różne przyczyny, przez które chłopak tak postąpił. Nie był dla niego tylko idiotą, próbującym popisać się przed kolegami. Może zrobił to, bo miał problemy. Może potrzebował tylko kogoś, kto mógłby uświadomić mu, że jest wartościową osobą.
- Widziałem takich jak on, kiedy Eliza chodziła do liceum. Nigdy nie pozwalałem jej się z nimi spotykać. Okropne typy.
Więc dlaczego pozwolił jej się spotykać z Louis’m? Był przecież zakręcony, nieostrożny i nieodpowiedzialny, kiedy się poznali. Louis nigdy nie uważał się za poważną osobę, póki nie urodził się James i trzeba było wziąć odpowiedzialność za swoje czyny oraz mieć świadomość, że cokolwiek zrobisz źle, odbije się na maleństwu.
- Dobrze, że nie skończyła z żadnym z nich.
Louis czuł na sobie wzrok Miley, która utwierdzała go w fakcie, że teść mówi coś zupełnie niedorzecznego. Zaczął modlić się w myślach, by Elizabeth zaprosiła ich wreszcie do stołu.

Było bardzo sztywno, gdy talerze znalazły się przed nimi na ładnych, schludnych serwetkach. Na szczęście w towarzystwie był Zayn, który rozładował napięcie. Jako pierwszy zaczął jeść, nie widząc żadnych powodów, by tego nie robić. Wśród ciszy, przebijał się brzdęk sztućców. To właśnie on przekonał pozostałych, do ruszenia pieczeni. Wkrótce przestali milczeć. Teściowa wychwalała Jamesa, teść pytał Louis’ego o nową pracę i krytykował ją jako „mało męskie” zajęcie, za to Zayn komentował wszystko co się da, wprowadzając trochę nieprzyzwoitości do powietrza, którym ci sztywniacy oddychali. Tym razem Louis wyczuwał u teściów brak uprzejmości ze zdwojoną siłą. Ich dumne głowy unosiły się wysoko, a pyszne miny sączyły się doskonałością, która przypominała dym, wkradający się do nozdrzy Louis’ego. Zakaszlał.
- Nie tak łapczywie – zaśmiał się Zayn, wskazując na talerz Louis’ego.
Louis wysłał mu srogie spojrzenie.
- Naprawdę pyszna pieczeń, Elizko – schlebiała córce jej mama. – Masz talent.
- Wiem to – odpowiedziała kobieta.
Louis mógł zauważyć jak bardzo jego żona przypomina swoją matkę. Nie lubił tego podobieństwa. Jego Elizabeth, którą znał i kochał jak własną siostrę, zwykle była po prostu łagodna i beztroska. Ale kiedy w grę wchodzili rodzice, stawała się zupełnie inna; dumna, pewna siebie i przemądrzała.
Kiedy Louis myślał, że nic nie może pójść gorzej, ktoś zadzwonił do drzwi.
- To pewnie nikt ważny, nie otwierajmy – powiedział Louis, zmęczony gwarą i sytuacjami, w których musiał się skupić, by nie zasnąć.
Elizabeth spojrzała na niego spode łba.
- Od kiedy jesteś taki aspołeczny? – zapytała, po czym zerknęła na każdego z gości.
- Jeśli to dla was taki problem, otworzę – zaproponowała na swój bezczelny sposób Miley, lecz Zayn wyprzedził ją i z buzią pełną wina, podbiegł do drzwi.
Znajdowały się poza zasięgiem wzroku pozostałych, dlatego gdy wpuścił gościa do środka, w jadalni nadal unosiły się swobodne rozmowy. Louis nie spodziewał się tego, kto stanął w przejściu między korytarzem, a kuchnią. Zayn sterczał obok niego z szerokim, głupkowatym uśmiechem, mrugając znacząco do Louis’ego, którego szczęka wydawała się opaść na ziemię.
- Harry?
Było to niczym więcej, jak słabym oddechem, który opuszczając płuca Louis’ego, pomógł innemu dźwiękowi się z nich wydostać.
Chłopak był cały przemoczony, zmarznięty i… taki kruchy. Zupełnie nie przypominał Harry’ego, który kochał robić sobie żarty, lecz tego, z którym Louis rozmawiał podczas kary. Wstał gwałtownie z krzesła, świadom wzroku pozostałych, który przeskakiwał to na chłopaka, to na niego.
- Dzień dobry – przywitał się nastolatek.
- Dobry wieczór – odpowiedziała reszta, na co Miley wywróciła oczami. Musieli dać mu do zrozumienia, że popełnił błąd nawet przy takiej błahej rzeczy.
Uśmiech znikł z ust Elizabeth, jej rodzice patrzyli z przerażeniem na Harry’ego, a Miley bez słowa wyszła do kuchni. Tylko James uśmiechał się do nieznajomego i radośnie gaworzył. Louis podszedł do Harry’ego z zamiarem zapytania: „Co do cholery tutaj robisz?”, ale powstrzymał się, rzucając w stronę rodziny:
- To jest Harry, jeden z moich uczniów.
Kiwnęli głowami. Wśród krępującej ciszy i dziwnego chichotu Zayna, zabrzmiał niepewny głos Elizy:
- Może Harry coś zje?
Harry pokiwał głową.
- Usiądź, mamy miejsce przy stole.
Nastolatek odłożył na ziemię swoją torbę i podał mokrą kurtkę Zaynowi, który chętnie ją od niego przyjął. Louis stał bezruchu w tym samym miejscu, póki nie spojrzał na Miley, trzymającą w ręku dwie herbaty i wymawiającą nieme: pokój. Teraz.

|OLS|

Brązowowłosa siedziała już na czarnej sofie w jego gabinecie, uśmiechając się przyjaźnie i wyciągając ramiona do swojego brata. Usiadł obok, odstawiając kubek na biurko i uścisnął ją, gdy wreszcie byli sami.
- Jak się ma mój gejowski brat? – zapytała.
- Jak się ma moja biseksualna siostra? – przedrzeźnił ją, a ona rozczochrała jego włosy.
- Pierwsza spytałam.
- Jest w porządku.
Wywróciła oczami.
- Jaja sobie kurwa robisz?
Louis uśmiechnął się. Ona naprawdę tu była. Jego kochana, niebezpieczna i wulgarna siostra. Nareszcie mógł być sobą.
- Dobrze, już dobrze. Jestem zmęczony, w porządku?
- Nie, nie w porządku.
Nagle drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Zayn. Z głupkowatym uśmiechem i torbą nastolatka na ramieniu, rzucił się na łóżko.
- Nareszcie sami – westchnął. – Kiedy się z nią do chuja rozwiedziesz?
Louis uniósł brwi, kiedy Miley przybijała z czarnowłosym piątkę.
- Podpisuje się pod pytaniem.
Louis był naprawdę otępiały.
- Żartujecie?
- Nie – odpowiedzieli niemal równocześnie.
Westchnął.
- Już mówiłem. Rozważę to, jeśli się zakocham.
- O! – napomknął Zayn. – A jeśli o to chodzi… Czy mnie się wydaje, czy to właśnie Harry udziela wywiadu moim rodzicom i siostrze?
Louis wzdrygnął się. Nie był nawet pewien, czy goście zauważyli jego nieobecność, podczas gdy zajęli się zupełnie obcym dzieciakiem. Gwałtownie wstał z miejsca, z całych sił próbując ignorować znaczące miny swoich przyjaciół.
- Nie mam pojęcia, po co tu przyszedł.
- Przyniósł zeszyty, więc przypuszczam, że miałeś udzielić mu jakiś korepetycji.
- Mmm… - zagruchała Miley, upewniając się, czy Zayn mówi prawdę. – Korepetycje, mówisz?
- Przestańcie! To tylko dziecko!
- Właściwie, jest dorosły – zaznaczył Zayn. – I całkiem przystojny.
- Jest słodki – dodała Miley. – Umówiłeś się z nim, Louis?
Louis potrząsnął głową. Wydawało mu się, że wyraźnie powiedział NIE, podczas ich ostatniego spotkania. Nie zamierzał uczyć Harry’ego matematyki. Miał swoje zasady. Co z tego, że był gejem?
- W takim razie, zamierzasz tu tak siedzieć, czy odwieziesz go do domu?
Lampka zapaliła się nad jego głową. No jasne, po prostu go odwiezie.
Wyszedł z pokoju i doczłapał się do jadalni, gdzie nagle wszystkie pary oczu zwróciły się na niego. Nawet te zielone. Louis miał ich kompletnie dosyć.
- Usiądziesz? – zapytała Elizabeth.
- Nie, nie – odparł szybko, próbując nie patrzeć na nastolatka. – Odwiozę Harry’ego do domu.
Wyglądało na to, że coś poruszyło się w tym dzieciaku. Przestał przeżuwać i wysłał Louis’emu błagalne spojrzenie. Lecz mężczyzna był nieugięty.
- Daj spokój. Dopiero przyszedł – wtrąciła się teściowa, łapiąc swoimi pomarszczonymi dłońmi nadgarstki Harry’ego i przytulając je go siebie w babciny sposób. – Siadaj, Louis. Bez gadania.
Wywrócił oczami. Nienawidził swojej teściowej.
Wybrał krzesło naprzeciwko Harry’ego, co nie było dobre, ponieważ był narażony na jego intensywny wzrok. Próbował znaleźć coś ciekawego w sałatce, serwetkach lub przyprawach, ale nagle coś dotknęło jego dogi. Zlekceważył to. Znów! Tym razem czyjaś stopa przylegała do jego i ocierała się o jego łydkę, jakby chciała znaleźć się jeszcze bliżej. Spojrzał w górę. Harry obserwował go z dziwnym wyrazem twarzy. Bardzo pewnym siebie i  mówiącym: Mam cię.
Odchrząknął, czując coś dziwnego w swoim podbrzuszu. Podsunął stopy pod krzesło, tracąc kontakt z Harry’m, jak i ciepłem, które od niego emitowało. Zaczekał aż nastolatek dokończy posiłek, a gdy to się stało, z ulgą poszedł po płaszcz i buty. Ubrał się w błyskawicznym tempie, co sprawiło, że czekając na Harry’ego, musiał zmierzyć się z cwaniackim uśmiechem Zayna, rzucanym w jego stronę.

Siedzieli w samochodzie, jadąc mokrą ulicą, a duże krople deszczu padały na szybę, ograniczając widoczność. Harry nie odważył się nic powiedzieć, ale Louis – jako nauczyciel i osoba starsza – musiał to zrobić.
- To było głupie, Harry – zaczął. – Wyraźnie powiedziałem ci, że nie zgadzam się na korepetycje. Czego nie zrozumiałeś?
Harry milczał.
- Nie możesz tak po prostu wpadać do mojego domu i robić zamieszanie. - Gdzieś na tyle jego podświadomości, obiło się zdanie: możesz robić zamieszanie w moim sercu, nie w domu, ale szybko uznał je za dziwne i wcale nie miał zamiaru wypuszczać go ze swoich ust. – W ogóle, jak zdobyłeś mój adres?
Harry nadal milczał.
- Odpowiedz mi, Harry! Którego ze słów nie rozumiesz? Nie możesz więcej do mnie przychodzić, jasne?
Harry zaśmiał się, a jego wzrok krążył gdzieś po dolnych partiach Louis’ego.
- Nie wydaje mi się, żebyś był niezadowolony.
Louis opuścił wzrok i dostrzegł namiot ułożony z jego spodni. Spanikował. Zakrył się szybko rękoma, na moment wprawiając pojazd w turbulencje, po czym złapał kierownice jedną ręką i zaczął się jąkać.
- Ja… to nie przez ciebie, okej? Ja… ty… w ogóle to masz mi mówić na Pan, zrozumiano?
Harry chichotał obok, odchylając swoją głowę do tyłu. Louis drgnął. Nie rozumiał mowy własnego ciała. Harry wcale mu się nie podobał. Wcale. Bo nie mógł, prawda? To byłoby niewłaściwe.
- Wracając do tematu, zero korepetycji.
- Też potrafię być uparty – odparł bezczelnie Harry, spoglądając na Louis’ego. Ten odwrócił się do niego na chwilę, lecz znów przeniósł wzrok na drogę.
- Harry, nie podoba mi się twoje zachowanie.
- Naprawdę?
- Nie drocz się. Nie jestem twoim kolegą. Jestem twoim nauczycielem.
Harry pokręcił głową w niedowierzaniu.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek wprawię Pana w zakłopotanie.
Louis poczuł jak bardzo czerwony się robi.
- W zakłopotanie? Mnie? – Wyprostował się nagle. – Ależ ja jestem zupełnie wyluzowany.
- Jak pan uważa. Mogę zadać pytanie?
Przez chwilę Louis pozwolił kojącej ciszy krążyć wokół nich jak gęsty dym, udając, że się zastanawia. Potem przytaknął, spodziewając się najgorszego.
- Jest pan gejem?
Louis czknął, jakby zadławił się własną śliną. Harry nie miał pojęcia, co ten odgłos znaczył, więc wyszczerzył swoje zielone oczy i odwrócił się w jego stronę. Naprawdę chciał znać odpowiedź.
- O, spójrz! Chyba jesteśmy!
Zatrzymał samochód przed dużym domem z płaskim dachem. Niesamowity ogród, po którym biegały psy, rozciągał się wokół tej rezydencji. Louis wysiadł z samochodu, zostawiając w środku lekko oszołomionego Harry’ego. Podszedł do bramki, lecz odsunął się gwałtownie, gdy jeden z psów, próbował ugryźć go między szparami w ogrodzeniu. Harry otworzył ostrożnie drzwi, zabrał swoje rzeczy i podszedł do Louis’ego.
W Louis’m nagle odezwała się troska. Patrząc na przemoczonego chłopaka, który zwieszał bezradnie głowę, pozwalając kroplą deszczu spływać po jego lokach, zrozumiał, że najgorsze, co może teraz zrobić, to zostawić go.
- Pomóc ci?
Harry spojrzał na niego pytająco, gdy znalazł się już za ogrodzeniem i próbował uspokoić zwierzęta.
- Jesteś mokry i senny – wycedził. – Zrobię ci herbaty i pomogę wysuszyć zeszyty.
- N-naprawdę? – Brzmiało to słabo. Ton znajdował się gdzieś pomiędzy nadzieją a niedowierzaniem.
- Jasne. Nie jestem potworem – odparł Louis.
- Zaczekaj. Tylko je zamknę – rzekł Harry, kiwając głową na ujadające psy.

Wnętrze było równie eleganckie. Poza hallem, rozciągał się duży salon. Podłogi były wyłożone białymi flizami, które odbijały resztę umeblowania, stwarzając dla oka większą przestrzeń. Serce kroiło się Louis’emu na pół, gdy wyobrażał sobie, że Harry musi spędzać cały swój czas w kompletnej samotności.
Na środku umiejscowiony był biały wypoczynek – duża biała sofa i dwie mniejsze. Zaraz za nimi pięły się czarne schody ze spoczynkiem, wokół których owijała się szklana balustrada. Z wysokiego sufitu zwisały nowoczesne lampy, a po kątach rozłożone były czarne wazony z kwiatami. Salon od kolejnych schodów – tym razem w dół – dzieliła ściana z czarnego kamienia.
- Wow – westchnął Louis. – To naprawdę piękny dom, Harry.
- Dziękuję – wymruczał i zarumienił się, wiedząc, że pochwały należą się jego rodzicom. – Pokój mam na górze, a kuchnia jest tam – wskazał ją długim palcem.
Louis bez problemu znalazł tam herbatę i cukier. Harry zniknął na schodach prowadzących w dół i zostawił go samego. Gdy wrócił, był tylko w dresowych spodniach i ręczniku na głowie, który ułożony był w turban. Louis wybuchnął śmiechem.
- No co?
- Nic, nic.
- Nie podoba ci się?
Louis wciąż się śmiał.
- Jest w porządku. Naprawdę.
Weszli po flizowych schodach, obok których ścianę zastępowało ogromne okno. Louis dopiero teraz je zauważył i wydał z siebie jeszcze większy zachwyt. Zawsze marzył o życiu w takich warunkach. Nie był biedny i uważał swój kont za idealny, ale teraz dotarło do niego, co oznacza żyć w luksusie.  
- Twoi rodzice, ciężko pracują, co? – zagadnął, jednocześnie wchodząc do cudownego pokoju, w którym prawdopodobnie Harry spędzał większość czasu.
- Chyba można tak powiedzieć – przytaknął. – Nie spędzam z nimi wiele czasu.
Coś chrupnęło w klatce piersiowej Louis’ego i miał dziwne przeczucie, że było to serce.
- Tak mi przykro.
Wymienili się sympatycznymi uśmiechami i podeszli do łóżka przy ścianie. Harry podkręcił ogrzewanie i przybliżył się do kaloryfera, pijąc spokojnie herbatę. Louis nie mógł oderwać wzroku od jego torsu. Był taki idealny, zgrabny i silny. Dopiero kiedy Harry odwrócił się w jego kierunku, Louis zdołał szybko rozglądnąć się po pokoju, byle nie dawać po sobie znać, że jeszcze chwilę temu molestował dzieciaka wzrokiem.
Był zachwycony fototapetą na jednej ze ścian, która przedstawiała molo na morzu w sepii. Niby taki prosty obraz, a jednak mówił wiele o osobie, która go wybierała.
- Lubisz biały kolor? – zapytał, zauważając, że kolejny pokój tonie w tym kolorze.
- Nienawidzę – przyznał Harry. – Ale projektant uznał, że jest odpowiedni dla tego domu. No i… - spojrzał na niektóre dodatki. - … pasuje do pomarańczowego.
Louis energicznie przytaknął. Rzeczywiście obrotowy fotel, lampa, narzuta na kanapę i inne dodatki w kolorze pomarańczy, wyglądały świetnie – bardzo nowocześnie. Zaprzestał dalszego podziwiania i wstał z miejsca. Podszedł do zeszytów Harry’ego, które nadal leżały w jego mokrej torbie. Rozłożył je wszystkie za podłodze i międzyczasie zajrzał do jednego z nich.
- Przypomnij mi, czego miałem cię nauczyć?
- Matematyki.
Louis zamarł nagle. Miał racje. Harry naprawdę zamierzał się do niego zbliżyć, ponieważ wyniki w zeszycie nie wskazywały na to, że ma problemy.
- W takim razie, co ci wytłumaczyć? – ciągnął.
- Um, no… to wszystko. Liczby mieszają mi się w głowie… - stwierdził.
- Och, jesteś dyslektykiem? – zapytał, zdając sobie sprawę z tego, że nie wiedział czegoś, co powinien, choć w głębi duszy śmiał się do siebie, znając odpowiedź. Miał jego akta na miłość Boską.
- Nie – zaprzeczył nerwowo nastolatek. – Po prostu tego nie rozumiem.
Louis uśmiechnął się ze zrozumieniem i chwycił w ręce podręcznik. Otworzył na odpowiedniej stronie i przeczytał kawałek tekstu. Nabazgrał na pustej stronie zeszytu parę cyfr, a potem kazał kędzierzawemu rozwiązać równanie. Chłopak zaczął bardzo szybko, jakby wszystko było dla niego jasne, ale po chwili zatrzymał długopis w połowie kreślenia liczby 5. Zastanowił się przez chwilę i całkowicie zepsuł wynik.
Louis uniósł brwi i ponownie zaglądnął do zeszytu Harry’ego, w którym roiło się od podobnych – idealnie rozwiązanych – zadań. Zaśmiał się, co przerwało pracę nastolatka. Spojrzał na nauczyciela ze zdziwieniem i posłał mu pytające spojrzenie.
- Harry – pokręcił głową szatyn i zmarszczył oczy, co wyglądało uroczo. – Przecież wiem, że jesteś dobry z matematyki. Kogo chcesz oszukać?
Zielonooki spuścił wzrok i nagle Louis uświadomił sobie jak bardzo samotny i zraniony jest ten chłopak.
- To nie tak. Naprawdę nie rozumiesz…
- Przestań – przerwał mu i spojrzał w oczy.
Harry odważył się zrobić to samo. Zieleń spotkała błękit, co spowodowało sparaliżowanie obojga. Dopiero teraz zauważyli jak blisko siebie siedzą. Przeszły ich delikatne dreszcze. Nie myśląc wiele, Harry jęknął coś na kształt: - Ja tylko…
Pochylił się nagle, szybko całując Louis’ego, lecz nie trafiając zupełnie w jego usta. Szatyn odsunął się i nie wiedząc dlaczego, uderzył Harry’ego z otwartej dłoni w twarz. Nastolatek odskoczył od niego i złapał się za policzek.
Pierwsze o czym pomyślał Louis, było to jak Harry mógł to zrobić. Co sobie wyobrażał? Lecz widząc go, skulonego na ziemi w szoku i zdenerwowaniu, zasłonił usta dłońmi i wybełkotał przez nie:
- Przepraszam.
Nie mógł uwierzyć, że uderzył swojego ucznia.

_____________________

Ruth: Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, że ten rozdział jest taki krótki, ale to całe illuminate cholernie namieszało mi w głowie (nawet nie oglądnęłam tego całego) i po prostu nie mogę się na niczym skupić. Ten tydzień był naprawdę dziwny. 

5 komentarzy:

  1. Bardzo fajne opowiadanie, nie mogę doczekać się już następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy dodasz następny rozdział ? Zaje*iste opowiadanie :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem :D Jak tylko czas i wena pozwoli :)

      Usuń
  3. Wow, wspaniałe ! Śliczne ! Czekam na następny ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Juz jest moim ulubionym opowiadaniem ! :) super czekam na nastepny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń